Stało się. Gwiazdka nadeszła. Jak dzięki T-Mobile wybudziłem się z dwumiesięcznej śpiączki.
Gdy wychodziłem dzisiaj z pracy to myślałem, że dziś jest piątek, piąteczek, piątunio. Czwarty dzień miesiąca listopada. Po drodze do domu wstąpiłem do sklepu, aby zakupić produkty pierwszej potrzeby, niezbędne do tego, aby ten koniec tygodnia był wyjątkowy, tak jak wyjątkowe są wszystkie dni rozpoczynające weekend. Nieważne czy normalny dwudniowy, czy taki dłuższy, zwany przez większość „długim weekendem”.
Wieczorem, gdy spacer z psem był już zaliczony a elektrolity w trakcie uzupełniania, zabrałem się za trening kciuka. Przełączanie kanałów szło mi naprawdę sprawnie. Do momentu, gdy w wyniku chwilowej zwłoki w kolejnym kliknięciu, dobiegł do mnie głos śpiewającej Partycji Kazadi, która oznajmiła, że „… ma w T-Mobile cudne Święta…”.
Zdębiałem. Święta? To już? Ło matko, miałem przecież kupić prezenty!
Gdy pierwsza złość już minęła, gdy pogodziłem się już z tym, że zawaliłem sprawę, że rodzina będzie zawiedziona, poczułem dogłębną wdzięczność dla T-Mobile. Gdyby nie oni, to nadal tkwiłbym w tej zgubnej śpiączce. Był początek listopada a tu nagle mamy koniec grudnia. Wow. Dźwięki piosenki, która budzi ludzi.
Dzisiaj z Carrefour dostałem gazetkę z tytułem Magia Świąt. Coraz więcej tego jest. Strasznie tego nie lubię!!